Oblicza edukacji: Trasa dla bobasa i dotykanie historii

4 listopada 2020

Zamiast podręcznika preferuje szukanie dziur po kulach w ścianach budynków, zamiast polegać tylko na lekcjach w szkole, zabiera dzieci na poszukiwanie historii, którą można dotknąć (dosłownie!). Marta Mleczko nie ignoruje dziecięcych pytań, raczej stara się podsycać dziecięcą ciekawość i szukać odpowiedzi, które są wokół nas na wyciągnięcie ręki.

Edukacja nie kończy się w szkole i jest wiele możliwości, aby dziecko załapało bakcyla wiedzy. W cyklu „Oblicza edukacji” pokazujemy matematykę, biologię, historię, plastykę, technikę w nieco innej perspektywie niż dzieje się to w szkole. Przedstawiamy osoby, które z pasją podchodzą do zajęć z dziećmi i pokazują, jak nauka może być ciekawa, a nawet fascynująca!

Kids in Krakow: Czy lubiła Pani chodzić do szkoły? Czego w niej według Pani brakowało?
Marta Mleczko:
Szczerze: raczej nie... Wszystko, co ciekawe i rozwijające działo się po szkole i poza szkołą. Zdaję sobie sprawę, że były to jednak inne czasy: koniec PRL-u, XX a nie XXI wiek. Szkoła oznaczała dla mnie stres, ciągłe ocenianie, porównywanie, rywalizację. Nie odczuwam wobec tych czasów szczególnego sentymentu, a moja matura z historii była jedną wielką porażką. Z drugiej strony dostarczyła mi cennego doświadczenia: na własnym przykładzie mogę pokazać jak mało szkolne oceny mają wspólnego z naszą przyszłością.

Jak rozbudzać zamiłowanie dzieci do historii?
Marta Mleczko:
Myślę, że większość dzieci instynktownie interesuje się historią: pytają rodziców, jak to było, jak byli mali, lubią słuchać opowieści babć i dziadków, a szczególnie jeśli mogą je porównać ze swoimi doświadczeniami, odnieść „wczoraj” do „dziś”. To najlepszy wstęp do tego, aby pociągnąć ten temat dalej, szerzej i głębiej. Jeśli brakuje nam wiedzy – poszukajmy wspólnie odpowiedzi. Najważniejsze, żeby nie ignorować pytań dzieci. Jak przestaną pytać, to mogą też stracić zainteresowanie naszymi opowieściami.

Dlaczego warto uczyć się dziejów własnego kraju? Co pomaga w historii?
Marta Mleczko:
Nie znać historii, to trochę tak jakby nie znać swojego nazwiska, imion rodziców, dziadków, nie znać swojego adresu zamieszkania, tylko w trochę szerszej skali. Rozumiem, że jeśli uczymy się historii w oderwaniu od losów zwykłych, bliskich nam ludzi może się ona wydawać niepotrzebnym zbiorem nudnych dat i nazwisk. Dlatego szczególnie w przypadku odleglejszych epok, tych, do których nie sięgają rodzinne wspomnienia, warto oprzeć się na materialnych pamiątkach, które możemy zobaczyć, a czasem nawet dotknąć. Byłoby idealnie, gdyby jeszcze w jakiś sposób udało się je odnieść do współczesności.
Mamy to szczęście, że w Krakowie „wielka historia” jest wszędzie – nie tylko na Wawelu i na Rynku. Korzystajmy z tego na co dzień: nie tylko jako nauczyciele, przede wszystkim jako rodzice! Ostatnio, w ramach przygotowywania materiałów do rodzinnych przewodników po krakowskich dzielnicach na portal szpiedzywiedzy.pl, synowie pomagali mi szukać oznaczeń schronów przeciwlotniczych na Krowodrzy i śladów po kulach na starych elewacjach. Myślę, że bardzo dosłownie „dotknęliśmy” 18 stycznia 1945 roku. Opowieść dopełniliśmy przejażdżką rowerową do pustego cokołu po pomniku I. Koniewa. Ta pustka to też kawał tej samej historii, a przy okazji współczesności: przecież tak niedawno w Pradze usunięto pomnik tego samego radzieckiego marszałka pod pretekstem „braku maseczki”.

Co według Pani w kształceniu dzieci jest najważniejsze?
Marta Mleczko:
Nie jestem nauczycielem, nie mam wykształcenia pedagogicznego, a osobiście nauczałam tylko dorosłych (a do tego języka obcego dość eksperymentalną metodą). Za to jestem potrójną mamą i wierzę, że dzieci uczą się nie tylko w szkole, a nawet przede wszystkim poza nią. Moja osobista refleksja na ten temat zawiera się w dwóch punktach: pokazywać świat i pozwolić podążać za pasją. Im więcej tematów i różnych aktywności będziemy doświadczać razem z dziećmi, tym większa szansa, że odnajdą coś, co je szczególnie zainteresuje. A wtedy wystarczy już tylko wspierać, zaufać i nie przeszkadzać.

Jakie miejsce w Krakowie jest Pani najbliższe? Jaka wiąże się z nim historia?
Marta Mleczko:
Nie umiem i chyba nawet nie chcę dokonać wyboru tego jedynego miejsca. W Krakowie mieszkam dopiero od kilkunastu lat. Miasto zaczęłam poznawać jednak dużo wcześniej, uczestnicząc w kilku młodzieżowych wakacyjnych plenerach malarskich. Instruktor zabierał nas na dłuższe i krótsze wycieczki po Krakowie. My dźwigaliśmy sztalugi, szkicowaliśmy, malowali, a Pan Wacław opowiadał. Od tego czasu poznaję miasto i wciąż odkrywam coś nowego. Moja najnowsza fascynacja to postać i sztuka Marii Jaremy, a zaczęła się ona od pytania córki o osiedlowy mural. Także chwilowo „najbliższe” mi miejsce to azorski tysięcznik, dosłownie 5 minut od domu. Cały czas się rozglądamy, pytamy i szukamy odpowiedzi, niewykluczone, że wkrótce znajdziemy coś nowego!

Fundacja „Trasa dla bobasa” to…
publikuje przewodniki, mapy z grami miejskimi, książki, bezpłatne e-booki i audiobooki, w których stara się łączyć turystykę z edukacją. Fundacja to także dwie strony internetowe: trasadlabobasa.pl, na której rodzice dzielą się swoimi doświadczeniami z rodzinnego poznawania świata oraz nowy, edukacyjny portal szpiedzywiedzy.pl z interaktywnymi aplikacjami dla dzieci i młodzieży. Wkrótce pojawią się tu prezentacje dotyczące najróżniejszych tematów i dziedzin nauki.

Zamknij Nasz strona korzysta z plików cookies w celach statystycznych, marketingowych i promocyjnych. Możesz wyłączyć tą opcję w ustawieniach prywatności swojej przeglądarki.