Kierunek Bałtyk

2 lipca 2019

Okładka książki Hela Foka. Historie na fali przykuwa uwagę wizerunkiem sympatycznej małej foczki, która pływa w morzu pośród ryb i wodorostów. Ale nie tylko – wprawne oko szybko dostrzeże też plastikowe śmieci: foliówkę i słomkę do napojów... Renata Kijowska, autorka bajki o przygodach niezwykłych mieszkańców Bałtyku, opowie nam o podnoszeniu świadomości ekologicznej wśród najmłodszych (i nie tylko).

Kids in Kraków: Bałtyk nie zawsze jest bezpieczny dla morskich stworzeń: pływają w nim śmieci, niektórzy rybacy są nieskorzy do życia w symbiozie, a nad wszystkimi ciąży widmo katastrofy ekologicznej. Skąd pomysł na podjęcie tak poważnych tematów w książce dla dzieci?

Renata Kijowska: Dzieci to poważni czytelnicy! Zdecydowanie zasługują, by podawać im tematy jak najbardziej na serio. Skoro te sprawy dotyczą dzieci nie mniej niż dorosłych, to czemu od nich uciekać? Serwuję je w książce jak na tacy, a być może to właśnie dzieci będą miały pomysły, jak problemy rozwiązać i podpowiedzą dorosłym? Mam nadzieję, że „dorosłe” tematy nie wykluczają zabawnej formy, która sprawi, że będą one lepiej „przyswajalne” :-). Starałam się zadbać, by w Heli Foce dużo się działo – awantura goniła awanturę, a krewetki lub mewa śmieszka rozładowywały napięcie. Dzieci pewnie same dojdą do wniosku, że skoro zwierzęta cierpią z powodu plastiku, to warto zrezygnować z używania foliówek czy rurki do napoju przed seansem w kinie. Oczywiście oszczędziłam czytelnikom drastycznych opisów, co może się stać, gdy żółw pomyli worek z meduzą… Ale to jasne, że nawet kilkuletnie dzieci mogą coś dla tego żółwia zrobić. Problemy naszego Bałtyku to oczywiście nie tylko plastik. Są też inne kwestie do rozwiązania, nawet ważniejsze i pilniejsze. Ale bez obaw. Ta książka nie służy zamartwianiu się. Mimo problemów, będzie zabawnie.

Czy w literaturze dla dzieci tkwi potencjał dla edukacji ekologicznej?

Ogromny! Wielu autorów już go dostrzegło i bardzo dobrze. Zanim sama pomyślałam o publikowaniu opowieści dla dzieci, wybierałam książki o takiej tematyce dla swoich synów. Chłonęli z nich wiedzę jak gąbki, a i ja miałam frajdę, dowiadując się tego, czego nas niestety nie uczono na lekcjach przyrody, czy później biologii i geografii. Jak to możliwe, że mając tyle niezwykłości wśród zwierząt i roślin, nie czytamy o nich w podręcznikach? O ileż lekcje byłyby ciekawsze, gdyby wrzucać w nie ciekawostki z życia jeży, morświnów albo... świerków? Jest zatem co uzupełniać. Autorzy beletrystyki mają lepiej niż autorzy podręczników, bo mogą edukacyjne treści ubrać w postać sympatycznego (albo odpychającego) bohatera i niech on już się martwi, jak je udźwignie :-). Ja w książkach Kuba Niedźwiedź. Historie z gawry czy Hela Foka trochę zresztą łączę fikcyjną opowieść z podręcznikową wiedzą. Obie publikacje po każdym rozdziale mają dodatek z garścią faktów, taką „nieprzegadaną” pigułkę informacyjną. Uważam, że to bardzo ważne, by książki dla dzieci uczyły kochać przyrodę, bo to najmłodsi w przyszłości zdecydują, jak będą się obchodzić z najbliższym otoczeniem czy planetą w ogóle. Trudno mi sobie wyobrazić, by ktoś, kto czytał serię o żubrze Pompiku (aut. Tomasza Samojlika), miał już jako dorosły wydać decyzję na przykład o odstrzale żubrów. Mam nadzieję, że moi czytelnicy nigdy, nawet nieświadomie, nie skrzywdziliby foki, niedźwiedzia, wiewiórki czy meduzy.

Skąd wzięło się Pani zainteresowanie tematyką związaną z fokami i innymi morskim stworzeniami?

O morzu nie miałam pojęcia i wciąż się go uczę :-). Może dalej tkwiłabym w głębokiej morskiej niewiedzy, gdyby nie... las. Moja pierwsza książka o niedźwiedziu Kubie bardzo spodobała się czytelnikom. Nie miałam w planach jej kontynuacji ani pisania czegoś podobnego, ale wielu odbiorców dopytywało, co będzie po Kubie. Tamta opowieść była zamknięta, żeby więc nie zostawiać fanów bez odpowiedzi, zastanawiałam się, komu swoim pisaniem mogłabym pomóc. Zależało mi, żeby po pierwsze nie powtarzać tematu i nie wybierać zwierzęcia, o którym już ktoś pisał, a po drugie, by jakieś konkretne stworzenie mogło poczuć się z ludźmi lepiej. To był moment, kiedy raz po raz pojawiały się informacje o skrzywdzonych fokach, co dla mnie było szokiem tym większym, że to zwierzęta chronione. Po jakimś czasie zaczęłam więc szukać informacji o ich zwyczajach, terytorium itp. Pierwszy warunek był spełniony. Nie znalazłam też wielu książeczek na temat fok. Pojawił się zatem mało znany bohater w potrzebie. Postanowiłam mu pomóc. Skarbnicą wiedzy okazali się pracownicy Stacji Morskiej im. Krzysztofa Skóry na Helu. Poświęcili mi czas i pozwolili przyglądać się swojej pracy na co dzień. Widziałam więc, jak pani Paulina leczy w tzw. izolatce znalezionego na plaży chorego samczyka. Jak podaje mu w rybie lekarstwo, jak z pewnej odległości polewa rany maścią, żeby nie dać się ugryźć. Kilka tygodni później zdrowy i zadowolony wrócił do morza. Widziałam, jak opiekunki fok zakrapiają im oczy, mierzą temperaturę, ważą, pobierają krew. Jak uczą je sztuczek i bawią się z nimi, by foki nie nudziły się i czuły się bezpiecznie. Z naukowcami uczyłam się o rodzajach rybackich sieci i dowiedziałam się, że są sposoby połowu, które pozwalają uniknąć konfliktu na linii rybak – foka. Szwedzi od dawna stosują klatki połowowe, do których foka za rybą nie wpłynie, nie zje „zarobku” człowieka. Sama będzie bezpieczniejsza, bo przestanie być obiektem złości niektórych rybaków.
Pobyt w Stacji Morskiej był fascynujący, ale nie jedyny. Miałam też okazję widzieć się z wolontariuszami Błękitnego Patrolu WWF. To ludzie różnych zawodów i zainteresowań, których łączy miłość do natury, nadmorski adres i... determinacja. Kiedy wypatrzą lub dowiedzą się, że na plaży jest foka, pędzą sprawdzić, czy nie potrzebuje pomocy, a najpierw ogradzają teren wokół niej, by ludzie nie zakłócali jej spokoju. Jeśli foka jest w złej formie, zabierają ją na leczenie na Hel, jeśli nie – czuwają aż bezpiecznie wróci sobie do morza. Miałam ogromną przyjemność towarzyszyć panu Januszowi Czerwińskiemu w czuwaniu nad Celebrytką, foczką pospolitą, która ma w zwyczaju wychodzić na brzeg i odpoczywać w okolicy Krynicy Morskiej. Cudne stworzenie! Kolejny niezwykły foczy dzień to ten z wolontariuszką panią Anną Kassolik. Zabrała mnie w okolicę Mewiej Łachy, wysepki, na której odpoczywają foki. Tak to się stało, że wcześniej znałam foki tylko z szybkiej wizyty sprzed lat w fokarium, a teraz wypatruję każdej wzmianki o nich, a także o morświnach, delfinach, mewach, sieweczkach i innych morskich stworzeniach.

Czy wakacyjny czas sprzyja lekturze tego typu książek?

Bardzo się cieszę, że udało się Helę Fokę wydać przed wakacjami. Czy można sobie wyobrazić lepszy czas? Dzieci, które wybierają się nad morze albo właśnie nad nie przyjechały, czytają i słysząc szum fal, uruchamiają wyobraźnię lub porównują Helę z fokami widzianymi na Helu. A jeśli spotkają jakąś fokę na plaży, to po rozdziale, w którym mewa Krejzi chce zrobić ludziom „Hitchcocka”, zostawią zwierzę w spokoju i wezwą Błękitny Patrol. Porcja wiedzy z posypką z piasku będzie lepiej smakowała. Ja sama lubię czytać na wakacjach książki związane z miejscem, w którym jestem. Ale nawet jeśli komuś akurat nad morze nie będzie po drodze, to dzięki lekturze przeniesie się tam w wyobraźni. Mam nadzieję, że Hela Foka okaże się dla czytelników wciągającą opowieścią, właśnie w sam raz na plażę, statek, na wakacje! Dziękuję!

Zamknij Nasz strona korzysta z plików cookies w celach statystycznych, marketingowych i promocyjnych. Możesz wyłączyć tą opcję w ustawieniach prywatności swojej przeglądarki.