Nowohuckie Podróże Pana Dyni

26 września 2019

Nowohuckie podóże Pana Dyni to 21 krótkich opowiadań, których akcja dzieje się w charakterystycznych miejscach Nowej Huty – nie tylko w okolicach placu Centralnego czy Mistrzejowic, ale też w położonych na obrzeżach miasta osiedlach. Wiele przeżywanych przez głównego bohatera – Pana Dynię – przygód i napotkanych po drodze postaci wymyślili uczestnicy serii wiosennych warsztatów projektowych, którymi były dzieci z nowohuckich przedszkoli i szkół podstawowych. W ten sposób powstała niezwykła publikacja, łącząca historię i teraźniejszość nowohuckich dzielnic, a przede wszystkim ukazująca niesamowity świat fantazji młodych nowohucian na temat ich małej ojczyzny.

O pracy nad publikacją, stworzoną przez Stowarzyszenie Przyjaciół Nowej Huty pod patronatem Ośrodka Kultury Kraków-Nowa Huta dzięki dofinansowaniu Miasta Kraków, oraz o jej premierze podczas VIII Festiwalu Zaklęte w dyni opowie ilustrator książki, Wiktor Tabak. 

Skąd pomysł, aby głównym bohaterem książki była zawadiacka, uśmiechnięta dyńka w kapeluszu? Czy długo zastanawiał się Pan nad jej kreacją wizualną?

Wiktor Tabak: Sam pomysł stworzenia postaci Pana Dyni powstał wcześniej i był dziełem serdecznego współautora, Łukasza Kraczki. Ja tylko przelałem na kartkę, jak postrzegam Pana Dynię. Nadałem mu kształty i współtworzyłem jego charakter.

Czy długo zastanawiałem się nad kreacją? Chyba nie – to były 2-3 spotkania i dyskusje z Łukaszem, który opowiadał mi o Panu Dyni. Zanim jeszcze powstały same opowiadania, rozmawialiśmy, jaki musi być ten Pan Dynia i jak sprawić, by był wyjątkowy. I na przykład – kapelusz, który na początku miał być akcentem nadającym szlachetności postaci, ostatecznie chyba stał się dodatkiem podkreślającym zawadiackość. Główny problem stanowiło natomiast to, jak nie wpaść w skojarzenia z dyniami z halloween. Powstały 3 rożne szkice, z których finalnie wybraliśmy tego, który prezentuje się na kartkach naszej opowieści. Pana Dynię, który jest wypadkową Nas obu – ma coś z nas obu ten nasz Pan Dynia :). 

Czy trudno jest rysować dla dzieci? O czym trzeba pamiętać, tworząc dla nich ilustracje?

Wiktor Tabak: Dla mnie osobiście nie, jestem samoukiem, a do tego sam jestem dużym dzieckiem i tego typu kreską rysuje mi się dość swobodnie. A o czym trzeba pamiętać? Ilustracją należy przyciągnąć spojrzenie młodego odbiorcy, zainteresować go, by sięgnął po publikację i przeczytał historię. Jednocześnie ilustracja ma uzupełniać treść, a nie tylko ją powtarzać. Staram się też w moich rysunkach zawierać pewną dozę humoru. Dlatego nawet sceny „grozy”, jak na przykład pościg Babci Małgoni za Panem Dynią, usiłuję przedstawić w karykaturalny sposób, nadając wszystkim bohaterom rezolutny charakter, „zmiękczając” powagę sytuacji.

Oddanie ducha Nowej Huty z pewnością stanowiło wyzwanie. Które z obiektów lub terenów dzielnicy XVIII wymagały od Pana większego poświęcenia uwagi?

Wiktor Tabak: Na pewno Kombinat z opowieści Nad Kombinatem. To fascynujące miejsce. I chyba właśnie nad nim najdłużej siedziałem, usiłując jak najlepiej oddać klimat i charakter tego miejsca, szukając w wyobraźni jednoznacznych skojarzeń, nie wnikając przy tym w szczegóły zabudowań. Drugim takim miejscem, co może trochę zaskakiwać, były nowohuckie osiedla z historyjek zatytułowanych #Instamrówka i Opowieści trzepaka. Powodem była ich charakterystyczna zabudowa, tak zwana jednostka sąsiedzka. Jako że nie jestem rodowitym nowohucianinem, musiałem trochę pochodzić i posiedzieć wewnątrz tych osiedli, zrozumieć aurę tych miejsc, co jak się okazało, nie było łatwą sprawą. Na szczęście współautorzy dzielnie mnie wspierali uwagami i wskazówkami.

Osiedlowy trzepak Maciej, gołąb szachista Zenon a może skłócone ze sobą wieżyczki Teatru Ludowego? Które z postaci darzy Pan największą sympatią i dlaczego?

Wiktor Tabak: Rozumiem, że Pana Dyni nie bierzemy pod uwagę? Haha. Na pewno karp Wiktor – oczywiście z racji imienia. No i Lamorożec :D. To artysta jak się patrzy.

Ilustrowanie której z przygód Pana Dyni wywołało u Pana największy uśmiech?

Wiktor Tabak: Hmmm, trudno tak od razu odpowiedzieć. Chyba Jak kasztan został strażakiem i Gol na amen. Przy ilustrowaniu tych opowieści zdałem sobie sprawę, że Pan Dynia ciągle ucieka przed jakimś niebezpieczeństwem (biedny ten nasz bohater... hahaha). Do tej pory gdy wspominam te historie, uśmiech pojawia się na mojej twarzy :):).

15 września odbył się VIII Festiwal Zaklęte w dyni, jak również premiera publikacji. Jakie są Pana wrażenia po wydarzeniu?

Wiktor Tabak: Pokrótce: było w dyńkę i mega dyniaście :). Większość czasu podpisywałem dedykacje w książeczkach, które bezpłatnie rozdawaliśmy. W przerwie oceniałem dyniowe prace zgłoszone do konkursów plastycznych :). A na koniec dostałem zawrotu dyńki. Ot, taki był mój odbiór festiwalu. Ale to chyba oznaka, że było wspaniale, a organizatorzy zapewnili wiele atrakcji, które przyciągnęły tłumy na aleję Róż do dyniowego świata :):). Cieszę się, że mogłem być częścią tego święta, pełnego śmiechu i zabawy. I już dziś zapraszam na kolejną edycję w przyszłym roku, bo jestem bardzo ciekaw, czym zaskoczy nas jeszcze Pan Dynia :):).

Zamknij Nasz strona korzysta z plików cookies w celach statystycznych, marketingowych i promocyjnych. Możesz wyłączyć tą opcję w ustawieniach prywatności swojej przeglądarki.