Czerwcowe tradycje

12 czerwca 2020

Czerwiec kojarzy się nam z rozpoczęciem wakacji, bujną roślinnością i nadejściem ciepłych letnich dni. W Krakowie z jego nastaniem ożywają także piękne legendy i stare zwyczaje.

Maj i lipiec w niczym nie są gorsze od swojego kalendarzowego sąsiada, bo przecież każdy z dwunastu miesięcy oferuje nam coś niezwykłego. Jednak właśnie w czerwcu w naszym mieście szczególnie wraca pamięć o przepięknych i bardzo malowniczych tradycjach, a także legendach i historiach, z których biorą one swój początek. Przekonajcie się sami, czym obdarza nas czerwcowy czas.

Lajkonik

„Lajkoniku laj, laj, poprzez cały kraj, kraj” – tę piosenkę dobrze znają już przedszkolaki, i to nie tylko z Krakowa. Jednak jeśli ktoś nie słyszał lub nie pamięta legendy o koniku zwierzynieckim, niechaj siada i posłucha. Dawno, dawno temu, w XIII wieku ziemie polskie najeżdżane były przez okrutnych wojowników odzianych w skóry. Pochodzili ze stepów Azji Środkowej i zwano ich Tatarami. Najeźdźcy palili wsie i miasta, wcześniej grabiąc je i mordując ich mieszkańców. Pewnego dnia armia tatarska znów niebezpiecznie zbliżyła się do Krakowa. Wojownicy postanowili przenocować nad brzegiem Wisły w pobliżu wsi Zwierzyniec i zaatakować miasto z samego rana. Na szczęście spostrzegli ich włóczkowie, czyli zwierzynieccy flisacy, którzy mieli prawo spławiania drewna rzeką. Pod osłoną nocy napadli i pokonali wrogów, ratując w ten sposób miasto przed najazdem. Żeby okazać radość ze zwycięstwa, jeden z flisaków przebrał się w egzotyczny strój chana i na niewielkim tatarskim koniku wjechał do Krakowa na czele orszaku, budząc najpierw przestrach, a później radość i triumf. Od tamtej pory na pamiątkę ocalenia miasta raz do roku, w pierwszy czwartek po święcie Bożego Ciała, jeździec w barwnym stroju przemierza na drewnianym koniku ulice Krakowa. Podczas swojego pochodu uderza przechodniów buławą, co według tradycji przynosi szczęście.

Tyle mówi legenda, która nie znalazła jednak potwierdzenia w źródłach historycznych. Wielu badaczy wiąże pochód konika zwierzynieckiego ze średniowiecznymi uroczystościami cechowymi i misteriami, natomiast strój miałby wywodzić się z siedemnastowiecznej mody na Orient. Tradycja może też opierać się na dawnym obrzędzie chodzenia z konikiem lub kobyłką, który na ziemiach polskich praktykowany był do połowy XX wieku, zwłaszcza na Mazowszu i Lubelszczyźnie. Co ciekawe, „krewni” krakowskiego Lajkonika pojawiali się w innych częściach Europy, jak np. we Francji, Niemczech czy Bułgarii. W pewnych regionach Anglii podczas obrzędów Święta Majowego (Beltane) mężczyźni przebrani za koniki symbolizujące lato i zimę staczają ze sobą pozorowane walki, w których oczywiście zawsze wygrywa lato.

Król kurkowy

Czasów, kiedy Tatarzy wielokrotnie najeżdżali i grabili Polskę, sięga również inny dobrze znany obyczaj. W XIII wieku wokół miasta zaczęto wznosić mury obronne. Jednak aby obwarowania skutecznie chroniły miasto, musiały być utrzymywane i obsadzane przez ludzi dobrze władających bronią. W tym celu powołano Bractwo Kurkowe, zwane też Towarzystwem Strzeleckim lub Konfraternią Strzelców. Członkowie bractwa szkolili mieszczan, a jednym ze sposobów sprawdzenia ich umiejętności były zawody w strzelaniu do drewnianego kura. Ten, kto w rywalizacji wykazał się najlepszą celnością i strącił ostatni fragment ptaka, zyskiwał miano króla kurkowego.

Bractwo Kurkowe działa w Krakowie do dziś i wciąż podtrzymuje swoje obyczaje – raz do roku wybiera króla, a w czerwcu odbywa się jego uroczysta intronizacja. Bracia kurkowi ubrani w żupany i kontusze wzorowane na strojach szlacheckich z XVII i XVIII wieku ruszają ze swojej siedziby w Celestacie i udają się na Rynek Główny, gdzie na scenie przed Wieżą Ratuszową nowy król kurkowy z rąk swego poprzednika otrzymuje insygnia władzy, w tym to najważniejsze: srebrnego kura, kopię rzeźby ufundowanej według tradycji przez króla Zygmunta II Augusta.

Wianki

Na koniec trzeba wspomnieć o rytuałach nocy świętojańskiej, poprzedzającej dzień św. Jana Chrzciciela (24 czerwca). Wywodzą się one z obrzędów pogańskich związanych z letnim przesileniem Słońca. Słowiańskie święto ognia i wody, znane jako sobótka lub kupalnocka, zasymilowano później z chrześcijańskimi obrzędami. Według ludowej tradycji nocy świętojańskiej towarzyszyły tańce, śpiewy, a także zabawy, które spośród panien i kawalerów miały wyłonić przyszłe pary. Praktykowano dobre wróżby, w których często wykorzystywano wodę i rośliny. Zwłaszcza jeden malowniczy zwyczaj, który przywędrował do Krakowa z Warszawy w połowie XIX wieku, zachował się do czasów współczesnych. Mowa tu o puszczaniu wianków na wodę, które dziewczęta plotły wcześniej na brzegu rzeki Rudawy (lewy dopływ Wisły). Wianki, czasem zaopatrzone w świeczkę, płynęły na rzecznych falach jakby w wyścigu: dziewczęta marzące o rychłym zamążpójściu przewidywały w ten sposób, która z nich stanie przed ołtarzem pierwsza. (io)

Zamknij Nasz strona korzysta z plików cookies w celach statystycznych, marketingowych i promocyjnych. Możesz wyłączyć tą opcję w ustawieniach prywatności swojej przeglądarki.