17 sierpnia 2020
Chyba nie ma bardziej znienawidzonego dźwięku, niż delikatne brzęczenie komara nad uchem, gdy już wygodnie ułożyliśmy się w łóżku i zaczynamy usypiać. Wtedy mordercze odruchy z użyciem kapcia w roli głównej budzą się w większości z nas. Wtedy też zapewne zadajemy sobie pytanie – po co w ogóle takie dręczące nas zwierzęta istnieją? Zarówno komary, jak i cała zgraja innych kłujących, żądlących i przenoszących choroby „plugastw”? My dziś pobawimy się w adwokatów diabła (niemal dosłownie) i spróbujemy ocieplić wizerunek niektórych z nich.
Zacznijmy od komarów. Nie lubimy ich, bo wysysają z nas krew, zostawiając po swojej wizycie czerwone, swędzące bąble. Ale czy na pewno świat przyrody ucieszyłby się, gdyby udało nam się je zmieść z powierzchni ziemi zabójczymi myślami? Nie do końca.
I ostatnia ważna sprawa – żaden, z prawie 50 naszych rodzimych gatunków komarów, w odróżnieniu od ich bardziej południowych kuzynów, nie przenosi chorób. Od razu bardziej się je lubi, prawda?
Kolejnym brzęczącym, letnim intruzem są osy. Swoim pojawieniem się, są w stanie w sekundę postawić na nogi całą biesiadująca w plenerze rodzinę, przerażoną wizją bolesnych użądleń. Faktycznie ciało os wieńczy specyficzna broń zwana żądłem, wpuszczająca w nakłutą skórę porcję jadu. Ale trzeba pamiętać, że broń ta służy przede wszystkim do obrony. Na swoje nieszczęście osy są dość „nerwowe” i łatwo interpretują nasze ruchy jako zagrożenie. Natomiast ich działanie nie ma nic wspólnego ze złośliwością czy celowym krzywdzeniem. Pomimo że osa nie umiera po użądleniu jak pszczoła, nadal każdy atak z użyciem jadu jest dla niej wysiłkiem i stratą energii. Nie robi więc tego dla „widzimisię”. A ma czego bronić, bo jest owadem niezwykle rodzinnym. Część os żyje w społecznościach, mających swoją królową i wspólnie opiekujących się jej potomstwem. Część to samotne mamy, pilnie opiekujące się rozwijającym dzieckiem. A jeśli już jesteśmy przy potomstwie os, to ich larwy są mięsożerne i bardzo żarłoczne, dzięki czemu nie pozwalają wielu szkodnikom upraw i innym bezkręgowcom nadmiernie się rozmnożyć. Natomiast dorosłe osy lubią cukier i czasem szukają go w nektarze kwiatów, dzięki czemu zapylają rośliny, podobnie jak pszczoły. Pomyśl więc proszę następnym razem o osie, która irytująco krąży nad twoim sokiem, jako o strażniku równowagi w ekosystemie.
Na koniec zostawiliśmy bąki – czyli gryzące muchy, które na południu Polski są mylone z trzmielami. W ich przypadku trudno o dobre słowo, bo owady te są faktycznie wyjątkowo nieznośne. Podobnie jak u komarów, samice baków są krwiopijne, ale pozostawiane przez nich nacięcia są większe i bardziej bolesne. Bydło dręczone przez bąki jest osłabione, chudnie i daje mniej mleka, a razem ze śliną tych owadów do naszych organizmów mogą dostawać się pasożyty. Dlatego zdecydowanie polecamy je odganiać. Ale skoro trudno zapałać do nich sympatią, to spróbujmy spojrzeć na nie chociaż z szacunkiem. Owady te są przedstawicielami muchówek, czyli najbardziej ewolucyjnie rozwiniętej grupy owadów. Należy do nich również mucha domowa, znana z zamiłowania do siadania na fekaliach. To właśnie te owady mają jedne z najlepiej rozwiniętych oczu w swojej gromadzie. Dzięki nim samica bąka identyfikuje swoją ofiarę wzrokiem, a nie zapachem, jak komarzyce. Do tego ich druga para skrzydeł została przekształcona w przezmianki, czyli wyrostki odpowiadające za sterowanie lotem. Takiego rozwiązania nie posiada żadna inne grupa owadów. Poza tym podobnie jak u os, larwy bąków są drapieżne i trzymają w ryzach populacje wielu innych bezkręgowców.
Tak więc niechciane i nielubiane, ale w przyrodzie potrzebne. Na pewno warto spojrzeć na nie spokojnie i z dystansem, nie tylko fizycznym, ale również mentalnym.
dr Magdalena Jarzębowska (Fundacja JAKU – edukacja, wsparcie i rozwój),
zapalony pedagog, dla którego przekazywanie wiedzy to po prostu pasja. O zwierzętach – małych i dużych – umie opowiadać, jak nikt inny! Jej specjalności biologiczne to zoologia i ekologia.